Przylot na wyspę
Na Teneryfę lecimy bezpośrednim lotem z Krakowa. Połączenie jest obsługiwane przez linię Ryanair, lot trwa ok 5.5 h. Przylatujemy na lotnisko położone w południowej części wyspy. Nasz plan zwiedzania zakłada pobyt w dwóch różnych lokacjach – na zachodzie i północy wyspy. Wybraliśmy te miejsca ze względu na pobliskie szlaki turystyczne, które chcemy przejść. W części zachodniej planujemy odwiedzić klify Los Gigantes i wąwóz Masca. Później chcemy również odwiedzić środek wyspy, gdzie znajduje się park narodowy Teide (niestety nie udało nam się znaleźć tam noclegów w przystępnej cenie).
Po przylocie odbieramy zarezerwowany wcześniej samochód. Zdecydowaliśmy się na skorzystanie z wypożyczalni AutoReisen. Koszt wypożyczenia Volkswagena Polo na 7 dni wynosi 185 €. Samochód jest mały i ma słaby silnik, więc jesteśmy ciekawi czy da radę pokonać tutejsze wzniesienia. Czas pokaże 😉
Pobyt na wyspie zaczynamy od wizyty w sklepie. Oprócz zakupów spożywczych chcemy też zaopatrzyć się w kijki trekingowe. Na Teneryfę lecieliśmy tylko z bagażem podręcznym, w którym podobno nie można przewozić kijków. Nie chcieliśmy ryzykować i postanowiliśmy kupić jakieś w intersporcie, już na miejscu. Sprawdziliśmy w internecie – cena za parę tanich kijków wynosiła 8 – 10 €.
Udaje nam się znaleźć intersport, ale okazuje się, ze wszystkie kijki trekkingowe zostały wyprzedane. Chyba nie tylko my wpadliśmy na ten sam pomysł … No cóż, chwilowo będziemy się musieli obyć bez kijków 😐
Po zrobieniu zakupów jedziemy do miejscowości La Arena, gdzie mamy zarezerwowany nocleg na najbliższe dwa dni. Tym razem skorzystaliśmy z portalu AirBnb. Zarezerwowaliśmy pokój w mieszkaniu Marthy. Okazuje się, że jest to bardzo gościnna i sympatyczna kobieta. Mieszkanie jest czyste i eleganckie. Znajduje się w budynku położonym 5min od plaży Playa de la Arena. My dostajemy pokój z prywatną łazienką. Możemy też korzystać z tarasu, z którego widać klify Los Gigantes. Zapowiada się udany pobyt 🙂
Los Gigantes
Po rozpakowaniu idziemy na krótki spacer po mieście. Chcemy dojść do punktu widokowego, z którego widać wielkie klify Los Gigantes. Po drodze mijamy czarną plażę Playa de la Arena. Jest to mała, sympatyczna plaża. Sporo ludzi wygrzewa się na pisaku, niektórzy kąpią się przy brzegu.
Odpoczywamy chwilę na plaży, po czym ruszamy dalej. Idziemy promenadą prowadzącą do punktu widokowego. Miasteczko jest urokliwe, więc co chwila odbijamy z głównej drogi wchodząc w jakiś zaułek.
Znajduje się tu bardzo dużo hoteli i kurortów, ale nie brakuje też oryginalnych figur, ładnych wykończeni i ciekawych rozwiązań. Zatrzymujemy się też często przyglądając roślinności, która momentami bardzo różni się od tej, którą znamy. Najbardziej podobają się nam olbrzymie kaktusy, które przybierają fantazyjne kształty. W pewnym momencie trafiamy nawet na naturalny basen, wypełniony słoną wodą.
W końcu dochodzimy do miejsca, z którego widać port i klify Los Gigantes. Podziwiamy je przez chwilę, po czym ruszamy w dół, nieco ukrytą ścieżką, prowadzącą na plażę położoną przy klifach Playa Los Guios. Tam spędzamy czas do zachodu słońca.
W drodze powrotnej wstępujemy do przypadkowej restauracji na kolację. Udaje nam się trafić na miejsce, gdzie za 9.5 € od osoby dostajemy zestaw obiadowy – przystawkę, danie główne i deser. Zjadamy wszystko ze smakiem i wracamy do mieszkania.
Masca
Masca to mała wioska położona w górach. Mieszka tam niecałe 100 osób. Z miejscowości wychodzi szlak prowadzący na dno wąwozu, do plaży położonej między klifami. Osoby, które chcą go przejść mają 2 główne opcje do wyboru.
- Dojazd do miejscowości za pomocą taksówki lub autobusu. Przejście wąwozem do plaży. Powrót łodzią do Los Gigantes.
- Dojazd własnym samochodem. Zejście do plaży i powrót ta samą drogą.
Ze względu na fakt, że na szlak wybieramy się w dniu wolnym od pracy i nie wiemy czy łódka powrotna pływa, decydujemy się na opcję 2. Już sam dojazd do górskiej wioski stanowi wyzwanie. Na początku mamy wątpliwości czy nasz samochodzik będzie w stanie pokonać taką trasę, ale trzeba przyznać, że dał radę. Droga dojazdowa jest bardzo kręta i wąska. Czasami ciężko jest się minąć z drugim samochodem. Jedzie się serpentynami – z jednej strony ograniczają nas betonowe bloki, z drugiej skały. W niektórych miejscach, przed zakrętami są małe zatoczki służące do mijania. Na szczęście jedziemy dość wcześnie, więc droga jest pusta. W Masca znajduje się mały parking, ale rano nie ma problemu z zaparkowaniem.
Miejscowość jest naprawdę bardzo ładnie położona. Rano większość doliny i domów jest jeszcze ukryta w cieniu, więc do robienia zdjęć lepiej jest wrócić tu po południu. Z tego powodu od razu idziemy na szlak. Po chwili błąkania się po uliczkach w wiosce udaje nam sie trafić na odbicie prowadzące w dół wąwozu. Szlak zaczyna się schodkami. Otacza nas dużo kaktusów i ciekawej roślinności. Na końcu schodów znajdujemy nawet kawałek bambusa, który sobie przywłaszczamy. Potrzeba jeszcze drugiego i będą kijki trekingowe 😀
Zaczynamy schodzić do wąwozu Masca. Ściany szybko stają się coraz wyższe. Miejsce robi duże wrażenie. Po drodze można zobaczyć zwierzęta takie jak ptaki i kozice. Oprócz zwierząt spotykamy tylko 4 pary turystów, które też idą w dół. Trasa nie jest bardzo wymagająca, ale czasem mamy problem ze znalezieniem właściwej ścieżki, głównie przez brak dobrych oznaczeń.
Zejście w dół, z robieniem zdjęć, zajmuje nam ok 3 h. Kiedy docieramy na plażę widzimy przystań i kilka stolików przygotowanych dla turystów. Nasze przewidywania dotyczące łodzi sprawdzają się – dziś nie ma tu nikogo odpowiedzialnego za przewożenie ludzi. Sama plaża jest kamienista, więc ciężko tu plażować jeśli nie mamy jakiegoś leżaka. Za to z pomostu można wskoczyć bezpośrednio do wody i trochę popływać. Kawałek dalej widzimy piaszczysty kawałek plaży, ale jest niedostępny ze względu na osunięcie ziemi. Znaki ostrzegające o spadających kamieniach i duży zakaz wejścia skutecznie nas zniechęcają do tego, żeby tam pójść. Chociaż z oddali wygląda to na idealne miejsce do leniuchowania i wejścia do wody.
Odpoczywamy chwilę i ruszamy z powrotem. Po drodze spotykamy trochę ludzi, niektórzy pytają nas czy pływa łódka do Los Gigantes z cichą nadzieją, że tak właśnie jest. Niestety dzień wolny = brak łódki = powrót tą samą drogą.
Trasa powrotna do wioski Masca zajmuje nam 2.5h. Kiedy docieramy do miasteczka widzimy tłum osób. Okazuje się, że większość osób przyjechała do miejscowości porobić sobie zdjęcia w malowniczej okolicy.
Na parkingu w wiosce panuje szaleństwo, ludzie stoją wszędzie. Jest nawet auto zaparkowane na rondzie. Wyjazd też nie należy do najłatwiejszych, bo dużo ludzi jedzie z naprzeciwka. Na szczęście udaje nam się bezpiecznie przejechać. Tylko tak się zastanawiamy, co się musi dziać na szlaku kiedy kursuje łódka powrotna…