Lodowce Fox Glacier i Franc Josef Glacier
Z Wanaki kierujemy się na północ wyspy, w stronę parku narodowego Abel Tasman. Po drodze chcemy zobaczyć kilka miejsc. Jednym z pierwszych są dwa lodowce – Fox Glacier i Franc Jozef Glacier, które znajdują się na terenie parku narodowego Westland. Są to dwa, spośród kilku lodowców na świecie położonych na tyle nisko (poniżej 300 m n.p.m), że kończą się na wysokości lasu deszczowego.
Spacer do lodowców zajmuje niecałą godzinę. Do lodowca Fox Glacier powinniśmy dotrzeć w pół godziny, natomiast do lodowca Franc Josef zajmie nam to koło 45 min. Na trasie możemy zobaczyć zdjęcia porównujące lodowce w roku 2008 i w roku 2014. Do roku 2008 lodowce przyrastały, obecnie cofają się. Jak widać na zdjęciu poniżej, różnica jest spora.Żeby móc zobaczyć je z bliska, trzeba by wykupić wycieczkę lub przelot helikopterem.
Foki i „prawie” Kiwi
Kolejny dzień spędzamy głównie w samochodzie. Pogoda nie dopisuje, a my powoli kierujemy się na północ zatrzymując się po drodze w różnych punktach widokowych. Jednym z nich są tzw. skały naleśnikowe. Trzeba trochę wysilić wyobraźnię i jakieś podobieństwo można znaleźć. Miejsce sympatyczne, warte zatrzymania się i zobaczenia. W pobliżu znajduje się również krótki szlak Truman Track. Prowadzi na plażę, gdzie można zobaczyć ciekawy zawijas wydrążony w skale przez morze.
Kolejnym punktem na naszej trasie jest kolonia fok. Jest to bardzo ciekawe miejsce, gdzie możemy obserwować dużą kolonię fok odpoczywających i bawiących się na skałach i plaży, znajdującej się poniżej punktu widokowego. Przez dłuższy czas patrzymy na małe foki, które żywiołowo pluskają się w wodzie od czasu do czasu wyskakując na kamienie. W pewnym momencie widzimy również brązowego ptaka, który pojawia się między fokami. Z daleka wygląda prawie jak kiwi. Pytamy sąsiadów czy mają pojecie, co to może być za ptak i potwierdzają nasze przypuszczenia, że to kiwi. Jesteśmy bardzo zaaferowani i jakoś nie dociera do nas fakt, że kiwi jest typowo nocnym ptakiem, więc co robiłby na plaży w środku dnia?
Wracając do samochodu zatrzymujemy się przy tablicy informacyjnej, gdzie są wymienione gatunki zwierząt, które tu możemy spotkać. Okazuje się, że kiwi, które widzieliśmy to tak naprawdę weka. Na potwierdzenie tych informacji z krzaków wychodzi brązowy ptak, bardziej podobny do kury, ale z daleka faktycznie, można się było pomylić 🙂 Zarówno kiwi jak i weka są gatunki endemiczne, występujące tylko w Nowej Zelandii. Cały czas mamy jeszcze nadzieję, że gdzieś uda nam się zobaczyć prawdziwe kiwi!
Wieczorem zaczyna porządnie padać. Cyklon Debbie, który wcześniej uderzył w Australię i przeszedł przez północną wyspę Nowej Zelandii (już jako post-cyklon) spowodował nasilenie wiatru i przyniósł opady deszczu również nad część wyspy południowej.
Nelson Lakes
Kolejnego dnia docieramy do terenu jezior Nelson Lakes. Pogoda nadal jest dość niepewna, więc postanawiamy się przejść kawałek szlakiem wokół jeziora. Całość można obejść, ale zajmuje to jakieś 7-9h. Trasa wiedzie głównie przez las, na szlaku znów towarzyszą nam ptaszki, które się w ogóle nie boją i podlatują bardzo blisko.
Robimy małą pętelkę i wracamy do samochodu. Jest dość wcześnie i nie wiemy co robić dalej. W okolicy jest kilka całodziennych szlaków, ale do wyjścia w góry przydałaby się lepsza pogoda. Decydujemy się na ruszenie w kierunku Abel Tasman (prognoza pogody na kolejny dzień jest już bardziej optymistyczna). Mamy do przejechania spory kawałek, ale pod koniec dnia udaje nam się dotrzeć na camping. Rezerwujemy transport taksówką wodną do jednego z miejsc w parku na kolejny dzień i idziemy spać.
Abel Tasman
Rano o godzinie 9:00 stawiamy się w umówionym miejscu, gdzie czeka już grupa turystów. Zostajemy wsadzeni na łódkę, którą traktor zawozi na przystań. Następnie zostajemy zwodowani. Po godzinie bujającej podróży, docieramy do Bark Bay. Po drodze mijamy kilka interesujących miejsc. Czasem zatrzymujemy się, a sternik opowiada nam jakieś ciekawostki.
Na Bark Bay spędzamy dosłownie chwilę i ruszamy w trasę na camping. Do przejścia mamy dwadzieścia kilka kilometrów. Szlak prowadzi głównie lasem, raz bliżej, raz dalej od oceanu. W większości trasa jest płaska, z paroma wzniesieniami. Idzie się przyjemnie. Parę razy szlak wychodzi na plażę, czasem można też do jakiejś zejść zbaczając z głównego szlaku. Woda jest chłodna, więc nie wchodzimy do wody, ale jest cieplutko i można sobie na chwilę usiąść na plaży i odpocząć.
W jednej z zatoczek – Torrent Bay – ludzie mają pobudowane domki letniskowe. Można tu iść dwoma drogami. Jeżeli nie ma przypływu można przejść przez plażę, w innym przypadku trzeba wybrać dłuższą trasę przez las. Jest to również szlak, który umożliwia dojście do Cleopatra Pools. Są to małe jeziorka, z wodospadem w kształcie naturalnej zjeżdżalni ? Żeby tu dotrzeć musimy dołożyć ok 2 km do całej trasy.
W pewnym momencie okazuje się, że mamy do przejścia jeszcze jakieś 12 km, a o zachodu słońca zostały 2h. W tym momencie musimy mocno przyspieszyć. Na camping udaje nam się dotrzeć tuż przed zachodem słońca. Jesteśmy wykończeni, ale szczęśliwi. Następnym razem jednak zdecydowalibyśmy się na nocleg w parku Abel Tasman i rozbicie trasy na dwa dni lub zrobienie krótszego dystansu. Nie da się połączyć w ciągu jednego dnia 30 km marszu, robienia zdjęć i odpoczywania połączonego z podziwianiem otoczenia 🙂