Glenorchy i Paradise
Dzień jak co dzień, czyli góry i jeziora 🙂 Dziś ruszamy z Queenstown do Glenorchy. Jest to mała miejscowość położona około 50 km od Queenstown. Można się tam dostać drogą, która znajduje się podobno w dziesiątce najbardziej widokowych tras na świecie!
Do Glenorchy docieramy po godzinie. Naszym pierwszym pomysłem jest wyruszenie na Routeburn Track. Jest to kilkudniowy szlak, więc w ciągu jednego dnia mamy szansę zobaczyć tylko jego mały kawałek. Początkowo ścieżka wiedzie przez las, dlatego chcemy dojść do schroniska Falls Hut, które znajduje się już ponad linią drzew. Niestety, nie zjedlismy porządnego śniadania i nie mamy zapasów jedzenia, a na dodatek pogoda nie dopisuje, więc odpuszczamy wcześniej. Ostatecznie udaje nam się dotrzeć do pierwszego schroniska (Flats hut) znajdującego się przy rozległej polanie.
Po powrocie do samochodu postanawiamy jeszcze podjechać do miejscowości, o wdzięcznej nazwie, Paradise (Raj). Drogę, która tam prowadzi, raczej trudno nazwać drogą do raju. Jest wąska i wyboista, w jednym miejscu przecina nawet koryto wyschniętej rzeki. Całkiem możliwe, że podczas intensywnego deszczu miejsce to staje się nieprzejezdne. Droga przez chwilę biegnie przez las, gdzie były kręcone sceny do Władcy Pierścieni. My dojeżdżamy tylko do znaku z nazwą miejscowości i musimy zawracać. Jest już dość późno, a chcemy wrócić na camping do Queenstown.
Ben Lomond
Ranek wita nas brzydką pogodą. Po śniadaniu, które uprzykrzają nam małe czarne muszki (sandfly), jedziemy na zakupy i poszukiwanie internetu 🙂 Warto wiedzieć, że sklepy firmy Warehouse udostępniają darmowe WiFi. Plan na dziś to zdobycie Ben Lomond. Z Queenstown można to zrobic na dwa sposoby: wyjechać gondolą Skyline i stamtąd kontynuować drogę na szczyt lub iść pieszo z miasteczka. My decydujemy się na przejazd gondolą – przejażdżka w dwie strony kosztuje 35$ za osobę, ale zaoszczędza nam dużo czasu.
Na szczycie kolejki znajduje się wiele atrakcji: można skoczyć na bungee lub zjechać samochodzikiem po torze zjazdowym. Znajduje się tu również taras widokowy, z którego można podziwiać panoramę Queenstown. Po krótkiej przerwie na zdjęcia, czas ruszać w dalszą trasę.
Trasa jest dosyć długa. W pionie mamy do pokonania prawie 1km. Początkowo pogoda nam dopisuje, ale dość szybko na horyzoncie zaczynają się pojawiać deszczowe chmury. W pewnym momencie do chodzimy do ławeczki postawionej w miejscu, gdzie rozpościera się widok na drugą stronę góry. Jest pięknie! Niestety nie możemy tu za długo siedzieć bo mocno wieje (albo raczej piździ jak w kieleckim:). Od tego momentu wiatr towarzyszy nam już do samego końca. Po drodze spotykamy kilka osób idących w drogę powrotną, a na szczycie oprócz nas są tylko dwie inne osoby. No i Kea (alpejska papuga). W ogóle się nas nie boi. Jest bardzo ciekawska, a gdy my robimy zdjęcia, zaczyna oglądać nasze plecaki i bezczelnie kradnie paczkę chusteczek z bocznej kieszeni. Po chwili widzimy jak chusteczki rozlatują się po okolicy, a wścibski ptak ponownie podlatuje do naszych plecaków. Tym razem nie dajemy jej możliwości na kradzież lub zniszczenie czegoś, zabieramy nasze rzeczy i zbieramy się do zejścia.
Pogoda zmienia się dynamicznie, słońce co chwila przebija się przez chmury, co sprawia, że w czasie zejścia patrzymy urzeczeni na otaczające nas góry. Do kolejki docieramy o godzinie 18. Zjeżdżamy na dół, wsiadamy do samochodu i ruszamy w stronę jeziora Wanaka. Po drodze znowu udaje nam się zobaczyć niesamowity zachód słońca!
Roys Peak
Jest to jedno z popularniejszych miejsc przy jeziorze Wanaka. Oferuje bardzo piękne widoki na jezioro i okolicę. Widać to po ilości samochodów na parkingu. Tym razem od samego rana świeci słońce, więc pewnie wszyscy postanowili ruszyć w góry. Na parkingu nie ma już wolnych miejsc, więc parkujemy po drugiej stronie drogi koło innych samochodów. Tym razem nie ma szans na bycie samemu na szlaku. Czeka nas jeszcze dłuższy szlak (ok 8km) niż wczoraj, a różnica wysokości wynosi 1200m.
Ścieżka prowadzi łagodnie w górę. Po jakimś czasie dochodzimy do pierwszego punktu widokowego. Jest to miejsce, którego fotografia znajdujące się na ulotce o Wanace. Ludzi jest dużo, a do punktu widokowego ustawia się kolejka. W końcu każdy chce mieć tu zdjęcie.
My postanawiamy, że nie będziemy czekać, gdyż liczymy na to, że w drodze powrotnej będzie tu trochę luźniej. Robimy sobie krótką przerwę na jakąś przekąskę i ruszamy dalej. Po dojściu na szczyt okazuje się, że z góry widok jest jeszcze ładniejszy. I co ciekawe jest zdecydowanie mniej ludzi. Duża część osób idzie do rozreklamowanego punktu widokowego i potem zawraca. Ich strata!
Zejście w dół daje się nam we znaki. Po dotarciu do samochodu jesteśmy wykończeni, ale też szczęśliwi, że się nam udało. W drodze na camping zatrzymujemy się jeszcze obok jeziora, w miejscu gdzie rośnie Wanaka Tree. Jest to wizytówka tego regionu. Jest to drzewo rosnące na brzegu jeziora, często zalane wodą. Jakie jest nasze zdziwienie, kiedy okazuje się, że woda jest cofnięta i drzewo rośnie na suchym lądzie☹ Dopiero pani pracująca na campingu wyjaśnia nam to zjawisko. Okazuje się, że to czy drzewo jest zalane wodą czy nie zależy od ilości topniejącego śniegu i wody z lodowców zasilających jezioro.
Lodowiec Rob Roy
W okolicy jeziora Wanaka można się również wybrać na wycieczkę do lodowca Rob Roy. Warto tam pojechać, gdy mamy szansę na ładną pogodę. W czasie trudnych warunków pogodowych, raczej należy porzucić ten pomysł, chyba że dysponuje się autem terenowym. Dojazd z informacji turystycznej w Wanace na parking przy szlaku zajmuje około godziny. W czasie drogi czeka nas 20 km przejazd drogą szutrową, na której trzeba przekroczyć kilka brodów. Większość z nich jest wyschnięta, ale my musimy przekroczyć 2, w których płynie woda. Dlatego przed udaniem się w te okolice zawsze warto zapytać w informacji turystycznej o warunki panujące na drodze.
Przy pierwszym brodzie nie jesteśmy pewni czy przejechać czy zawrócić (w końcu ubezpieczenie samochodu nie pokrywa uszkodzeń spowodowanych przeprawą przez rzekę :D). Po dłuższym wahaniu dojeżdża do nas kilka samochodów i w końcu jeden odważny jedzie dalej. Udaje mu się przejechać przez wodę i wszyscy ruszają za nim. Trzeba po prostu wolno jechać, ale np. camper mógłby mieć problem z pokonaniem tej przeszkody.
Dojeżdżamy na parking, jemy szybkie drugie śniadanie i ruszamy w trasę. Wypogadza się, zaczyna świecić piękne słońce. Droga do lodowca ma jakieś 5km, ale jest stosunkowo prosta. Prawie cały szlak jest zalesiony. Większość trasy jest płaska, dopiero pod koniec czeka nas krótkie podejście w górę. Po dojściu do punktu widokowego okazuje się, że jesteśmy trochę za późno, bo światło już się schowało za górą i nie oświetla lodowca. Mamy tylko chwilę czasu na zdjęcia w świetle, a potem od razu robi się szarawo i chłodno. Dobra rada – warto tu być wcześniej?
Powrót nie zajmuje nam dużo czasu, ale już na horyzoncie widać deszczowe chmury. Pojawia się nawet tęcza. Pakujemy się i ruszamy w dalszą drogę. Chcemy przejechać jak najwięcej się da, żeby jutro być blisko kolejnych lodowców.