Kojarzycie miasteczko Zermatt w Szwajcarii? Leży na południu kraju, niedaleko granicy z Włochami. Znajduje się u podnóża jednej z najbardziej fotogenicznych gór jaką znamy – Matterhorn’u (4478 m).
W tym poście pokażemy Wam jego okolicę.
Jak dostaliśmy się do Zermatt?
Z Bazylei wzięliśmy pociąg w kierunku Zermatt. Wymagało to dwóch, nieco stresujących przesiadek. Przerażał nas głównie czas na zmianę pociągu – 6 minut. Na szczęście, kolej w Szwajcarii jest bardzo dobrze zorganizowana i w praktyce nie było to takie straszne. Pociąg jedzie do samego Zermatt, ale my postanowiliśmy trochę zamieszać🌀. Zamiast dojechać do naszej destynacji, postanowiliśmy tam dojść.
Wysiedliśmy z pociągu w Grächen na przystanku St. Niklaus i zatrzymaliśmy się na noc Ferienhaus Hostel Allalin. Wstaliśmy wcześnie rano i ruszyliśmy piechotą w kierunku Zermatt szlakiem Europaweg. Normalnie zajmuje to 2 dni i wymaga noclegu w schronisku Europahütte. Widoki na trasie są piękne, z resztą, zaraz sami zobaczycie.
Pierwsza część trasy Europaweg
Pierwsza część trasy prowadzi od Grächen na wysokości 1622m do schroniska Europahütte na wysokość 2240m. Trasa ma niecałe 16km długości i średni czas na jej pokonanie wynosi 7h. Szlak technicznie nie jest trudny, raczej prosty i dobrze utrzymany. Momentami są bardziej wymagające fragmenty, parę mostów i lin, ale generalnie, bardzo przyjemny szlak.
Na trasie mamy widoki na dolinę, jest też kilka ciekawych mostków i punktów widokowych, z których rozciągają się malownicze pejzaże.
W pewnym momencie wychodzimy też na wzgórze, z którego pierwszy raz w oddali widzimy majestatyczny Matterhorn.
Jeśli mamy szczęście, to na trasie spotkamy też zwierzaki.
Druga część trasy Europaweg
Druga część trasy biegnie od schroniska Europahütte, gdzie spędziliśmy noc, do miasteczka Zermatt (1608m). Widoki są bardzo ciekawe, powiedzielibyśmy nawet, że lepsze niż pierwszego dnia.
Tuż po wyjściu ze schroniska jest pierwsza ciekawostka – Charles Kuonen Suspension Bridge. Jest to najdłuższy most wiszący w Alpach, o długości prawie 500m.
Most delikatnie kołysze się i w jego środkowej części zachowuje się jak mała trampolina. Jest też trochę wąski i zdarza się, że się korkuje. Wiadomo, każdy chce sobie zrobić tam zdjęcie:)
Po drodze mamy sporo widoków na Matterhorn, jak i na języki lodowców po przeciwnej stronie doliny. Jest też przejście przez tunel wydrążony w skale, więc czołówka albo latarka w telefonie wymagana.
Dalej na trasie jest jeszcze sporo punktów widokowych. Zwieńczeniem szlaku jest Zermatt. My zatrzymaliśmy się w Antares Hotel. Na Booking mieliśmy super promocję. Dodatkowy gratis był taki, że było tam małe SPA z jacuzzi i saunami, o którym chyba nie wiedziało sporo gości. Mieliśmy je dla siebie praktycznie przez większość czasu!
Szlak 5 jezior
Kolejnego dnia zaplanowaliśmy szlak 5 jezior. Przyjemny, 10km szlak, z niesamowitymi widokami na Matterhorn. Jeśli ma się szczęście, można zobaczyć ten szczyt odbijającą się w wodzie:) Jak to w górach, zwykle lepiej być wcześnie rano, gdy wiatr jest mniejszy. Tafle jezior będą zachowywały się jak lustro, przy bezwietrznej pogodzie. Z Zermatt wyjeżdżamy kolejką do Blauherd, skąd rozpoczyna się szlak oznaczony jako 5-Seenweg.
My zaczęliśmy od jeziora Leisee, w którym już można zobaczyć pierwsze lustrzane odbicie Matterhorn’u. Co prawda na zdjęciu poniżej akurat go nie ma, więc musicie nam uwierzyć na słowo😅 Wspomniana góra leży trochę bardziej po lewej stronie zdjęcia, ale kadrowo lepiej tak nam pasowało.
Najciekawsze i chyba zarazem najbardziej popularne, jest jezioro Stellisee. Kadrów jest tam bez liku. Góra pięknie odbija się na spokojnej tafli jeziora w bezwietrzne dni.
Niedaleko znajduje się schronisko Fluhalp. Poznacie go po czerwonych okiennicach. Można je ładnie skomponować z otaczającymi je górami.
Znajdziecie tam restaurację i toalety. Cudownie jest odpocząć, podziwiając piękne widoki.
Idealnie byłoby tam przenocować i zostać na zachód słońca, nocną fotografię i jeszcze zaliczyć wschód. Jest to jak najbardziej możliwe, tylko trzeba wcześniej zarezerwować nocleg.
Po lewej stronie, patrząc w kierunku góry, którą mamy na co drugim zdjęciu, biegnie szlak idący granią. Są tam doskonałe widoki na lodowiec Findel. Polecamy podejście i zobaczenie tego miejsca!
Kolejne jezioro, gdzie widać górę przez drzewa to Grindjisee. Nie jest tak spektakularne jak Stellisee, ale zasługuje na odwiedzenie.
W Grünsee wiedzieliśmy sporo pluskających się ludzi. Niestety, strojów kąpielowych nie mieliśmy, a można by było dać nura!
Ostatnie jezioro to Mosjesee. Ma taki trochę mleczny kolor. Podobno, kiedy jest oświetlone, przybiera intensywny niebieski odcień. My mieliśmy spore zachmurzenie, dlatego niestety nie było nam dane zobaczyć tego efektu.
Wracając przechodzimy przez miasteczko Za Gassen, które pięknie komponuje się ze szczytem w tle, który akurat nam się odsłonił.
Kawałek za nim, jest jeszcze jeden punkt widokowy, który wygląda super. Widać na nim kolejkę Gornergrat, wiadukt Findelbachbrücke, wodospad i Matterhorn. Ciężko rozstawić tam statyw, ale punkt widokowy miazga!
Szlak do Arbenbach Falls
Ostatniego dnia zrobiliśmy, szczerze powiedziawszy, losowy szlak. Nie mieliśmy go w planach i zdecydowaliśmy się na niego, będąc już na miejscu i studiując mapę. Koniec końców, trasa okazała się świetna.
Wyruszyliśmy ze Zermatt szlakiem w stronę Zmutt. Trasa była niewymagająca. Przy okazji podziwialiśmy piękne widoki na otaczające nas szczyty, w tym Matterhorn.
Zwieńczeniem trasy jest wodospad Arbenbach. Na zdjęciu poniżej, po lewej stronie widzicie Matterhorn. Wydaje nam się, że nie jest to jego najbardziej fotogeniczna strona. Ale trzeba przyznać, że góra jest niesamowicie wysoka, gdy patrzy się z tej perspektywy.
Wróciliśmy potem do Zermatt, na naszą ostatnią noc. Jakbyście szukali knajpy w tamtej okolicy, to my zjedliśmy w Sparky’s Bar & Restaurant. Smaczne jedzenie i przystępne ceny.
Rano wróciliśmy pociągiem do Bazylei na czekoladowe zakupy i fru do Polski🛫
Tutaj jeszcze znajdziecie mapkę z pinezkami miejsc, które odwiedziliśmy w Szwajcarii.