Kolejny dzień to głównie przeprawa z wyspy Penang na wyspę Langkawi. Wstajemy wcześnie rano, tak żeby zdążyć na prom na Langkawi. Mimo tego, że mamy bilety, dziewczynami od rana targają rozterki, czy aby na pewno płynąć dzisiaj na Langkawi? W sumie, jakby nie patrzeć, samego George Town nie pozwiedzaliśmy. Głównie jeździliśmy z Paulem po Penang. A według przewodnika jest tu jeszcze cała masa ciekawych rzeczy do zobaczenia. Po pewnym czasie dziewczyny decydują większością głosów, że chcą zostać w George Town jeszcze dzień dłużej. Gdy przyjeżdża Paul, rozmawiamy z nim o naszym pomyśle zostania na wyspie jeszcze dzień dłużej. Paul twierdzi, że nie ma problemu. Bilet można przenieść na inny dzień, ale można to zrobić tylko raz.
Wsiadamy więc do samochodu i udajemy się w kierunku miejsca, z którego ma wypłynąć nasz prom na Langkawi przy Małym Bengu. Chcemy porozmawiać z panią z biura podróży, gdzie kupiliśmy bilety dzień wcześniej. Okazuje się jednak, że biuro jest jeszcze zamknięte i będą go otwierać dopiero za 20 minut. Czekamy cierpliwie… Po 25 minutach czekamy nadal, ale już z mniejszą dozą cierpliwości. Widzimy, że Paul też zaczyna nerwowo krążyć. W końcu idzie zapytać do biura innego biura obok. Okazało się, że bilet można wymienić w każdym miejscu, które sprzedaje bilety na prom. Nie ma potrzeby wymieniania go w biurze, gdzie go zakupiliśmy. Wyciągamy bilety i podajemy miłej pani, ale kolega obok zauważa, że to przecież bilety na dzisiaj. W dodatku, prom wypływa za niecałe 40 minut! W takim wypadku biletu nie można już wymienić. Można to zrobić co najwyżej dzień wcześniej…
Trochę robi się smutno. Widać, że Paul tak samo nie jest zadowolony z obrotu sprawy, no ale cóż, mówi się trudno. Żegnamy się szybko z Paulem. Będzie miał nas na kilka dni z głowy:)
Kupujcie tam dużo rzeczy! Langkawi to strefa bezcłowa! Nie pijcie wody, nie warto. Na Langkawi jest dużo taniego piwa!
Po pożegnaniu się biegniemy szybko do portu. Wejście na prom wygląda w zasadzie tak samo, jak wejście na lotnisko. Są bramki, szybka kontrola i sprawdzenie biletów. Po chwili wchodzimy na pokład naszego promu na Langkawi!
Jeśli chodzi o sam prom – kurs w jedną stronę kosztuje 66RM od osoby. W porcie trzeba być co najmniej 30 minut przed odpłynięciem promu. Z Penang na Langkawi płynie się około 3 godzin, w zależności od pogody. Lepiej płynąć rano, bo po południu są większe fale i promem bardziej buja. Prom ma 2 poziomy. Większość ludzi siedzi na dolnym poziome, który jest pokładem zamkniętym. Na pewno należy wziąć ze sobą jakąś ciepłą odzież wierzchnią, bo w środku klimatyzacja działa aż za dobrze i jest bardzo zimno. Jest tam telewizja w której puszczają filmy po angielsku z napisami, aby umilić podróżnym rejs z Penang na Langkawi, lub na wyspę pośrednią Pulau Payar. Gdyby nie deszcz, który padał podczas naszej podróży, można by siedzieć na górnym, otwartym pokładzie i poczuć się jak marynarz. Trochę bryzy morskiej jeszcze nikomu nie zaszkodziło:)
Po jakimś czasie pogoda się poprawia i wychodzi słońce. Natomiast po dwóch godzinach od wypłynięcia z Penang docieramy do Pulau Payar. Miejsca, w którym dużo turystów przypływa na snorkeling . Siedzimy przy oknie, więc widzimy pomost na którym wysiada część ludzi. Ktoś wrzuca jakieś jedzenie do wody i w ciągu kilku chwil pojawia się tam dużo rybek. Wysepka wygląda bardzo urokliwie. Aż chciałoby się wysiąść i popływać trochę i ponurkować. Niestety, nie jest nam dane wyjść nawet na krótką chwile, na pomost, przy którym zatrzymał się nasz prom:/ Szybko wypływamy w dalszy rejs. Po godzinie przybijamy do brzegu i jesteśmy na wyspie Langkawi! Odbieramy nasze plecaki i udajemy się za tłumem. Wybraliśmy Langkawi trochę w ciemno i nie mieliśmy zarezerwowanego żadnego noclegu, jednak ten problem szybko rozwiązuje się sam.
Podczas wychodzenia z portu na Langkawi, zaczepia nas jeden ze stojących tam taksówkarzy, pytając jaki mamy hotel? My na to, że nie mamy jeszcze żadnego. Nie przejmując się tym bardzo, mówi żebyśmy poszli za nim. Prowadzi nas do budki niedaleko postoju dla taksówek i rozmawia o czymś z siedzącą tam kobietą. Ona wyciąga grubą książkę z hotelami i pokazuje, żebyśmy wybrali jakiś. Pod każdym z nich jest podana cena. Na Langkawi hotele są troszkę droższe niż normalnie, ale o tym akurat wiedzieliśmy. Pani dzwoni do kilku hoteli. Część z nich jest już zajęta, ale udaje się jej znaleźć jeden hotel z dwoma pokojami. Przy budce generalnie panuje zamieszanie. Kobieta nie skupia się tylko na nas, ale co rusz zaczyna rozmowę z nowo przybyłymi do niej turystami, również poszukującymi hotelu. Po około 20 minutach spędzonych na rozmowie z nią, dostajemy voucher do hotelu za wstępną opłatą 180RM. Będzie ona odliczona potem od ceny pokoju. Od razu znajduje się i taksówkarz, który nas tam zabiera. Cena za taksówkę to 30RM za przejazd.
Po chwili docieramy do naszego hotelu i recepcji. Czekamy kilka minut, podczas gdy obsługiwani są wymeldowujący się goście. Gdy przychodzi kolej na nas, pani przy recepcji mówi, że może nam zaproponować dwa różne rodzaje pokojów. Do wyboru po nieco wyższej cenie są domki, które wyglądają super. Z zewnątrz nie powalają, ale wnętrze mają jak z te na Hawajach albo innych tropikalnych wyspach. Jedyny minus to jedno malutkie okienko na świat, więc w pokoju jest ciemno bez włączonego światła. Drugi pokój znajduje się w bloku mieszkalnym. Te pokoje są tańsze. Nie ma aż takiego efektu wow jak w oglądanych przed chwilą domkach, ale dla nas są wystarczające. Grunt, żeby było się gdzie umyć, rzucić rzeczy i przespać się:) W dodatku klimatyzacja i wiatrak. Żyć, nie umierać. Bierzemy te tańsze, ogarniamy się po podróży i idziemy na plażę. Daleko nie ma bo, niecałe 20 metrów od naszego hotelu:D
Na plaży w sumie spędzamy czas aż do samego wieczora. Woda jest super, ludzi mało, widoki piękne. Masa sportów wodnych wokół – skutery wodne, jazda na bananie, parasailing i inne. Do wyboru, do koloru.
To co Paul mówił wcześniej, że na Langkawi to taniocha, to szczera prawda. Langkawi to strefa duty free. Na głównej uliczce znajduje się masa sklepików z ciuchami, butami. Wszystko faktycznie jest bardzo tanie. 10RM za klapki czy koszulki. Można szaleć! Generalnie nawet jeśli nie zabralibyśmy żadnych rzeczy do plażowania, wszystko można kupić tutaj w bardzo przystępnych cenach.
Wieczorem zaczyna trochę padać, więc wracamy do naszego hotelu. Po krótkim odpoczynku, udajemy się w poszukiwaniu jedzenia. Knajpek i restauracji jest cała masa. My wybieramy restauracje z „białymi obrusami”. Koleżanka, która wcześniej była w Malezji, odradzała nam białe obrusy, gdyż właśnie w takiej restauracji się zatruła i miała potem problemy żołądkowe przez klika dni. Ale jako, że w wybranej przez nas jadłodajni ludzi jest cała masa, postanawiamy zaryzykować. Ceny już mniej przystępne, za rybkę oraz soki w sumie płacimy około 50RM od osoby. Ale trzeba przyznać, że zdecydowanie było warto! Jedzenie palce lizać ^^
Po obfitej kolacji wracamy do naszego hotelu, zahaczając jeszcze o sklepiki na głównej ulicy. Przy naszym lokum znajduje się mała budka, w której znajduje się biuro podróży. Sprzedają objazdowe wycieczki po okolicy oraz po innych wyspach. Po przeglądnięciu oferty wybieramy na jutrzejszy dzień wycieczkę objazdową po Langkawi za 90RM. Zaraz potem idziemy do hotelu i udajemy się w objęcia Morfeusza;)