Przejdź do treści głównej

Migawki ze świata Blog podróżniczy

Angkor

Szpital w Phnom Penh

Kolejne dwa tygodnie spędziliśmy w szpitalu i w stolicy. Krystian dochodził do siebie po wypadku. Na szczęście okazało się, że nie była potrzeba operacja. Tak naprawdę potrzebny był czas i odpoczynek. Jak chodzi o placówkę medyczną to nie można jej było nic zarzucić. Krystian dostał prywatną salę, gdzie znajdowała się nawet kanapa, na której sypiałam. Posiłki były całkiem smaczne. Poza daniem głównym była jakaś sałatka, zupa, a także deser i jakiś soczek. Rano zjawiał się doktor, a później kilka razy w ciągu dnia pojawiały się pielęgniarki, które sprawdzały stan pacjenta. Na pytania kiedy będziemy mogli opuścić szpital doktor nam ciągle odpowiadał, że to zależy od nas, więc kiedy Krystian stwierdził, że czuje się już na siłach, przenieśliśmy się do hotelu.

Szpitalny obiad

Po przemieszczeniu się do miasta, zaczęliśmy robić krótkie spacery, a potem coraz dłuższe. Przy naszym pobycie w Phnom Penh odkryliśmy też kilka fajnych miejsc, gdzie można zjeść bardzo dobre jedzenie! Oto kilka z nich:

  • Blue Dolphin – wyśmienite owoce morza ze smażonymi ziemniaczkami i pysznym sosem
  • David’s Restaurant – Handmade Noodles – bardzo dobry rosół z ręcznie robionymi nudlami i dobre burgery
  • Kabbas Restaurant – chyba nasza ulubiona knajpa, przepyszne jedzenie, cały czas uśmiechnięci właściciele i bardzo dobra, gazowana herbata 😀

Po tygodniu odpoczynku i spacerów, stwierdziliśmy, że zaryzykujemy i spróbujemy zobaczyć Angkor. Mieliśmy tydzień do badań kontrolnych, po których mieliśmy podjąć decyzje czy wracamy do domu czy podróżujemy dalej, więc postanowiliśmy wykorzystać ten czas i zwiedzić ten ogromny kompleks świątynny.

Okazało się też, że Krystian stał się sławny. Po mieście chodził z dużym plastrem na czole, który rzucał się w oczy. Czasami mieszkańcy Kambodży podchodzili do nas i pytali co się stało. W szpitalu dowiedzieliśmy się, że całą historię wyemitowano w mediach. Podano informację, że turysta spadł z 30m robiąc sobie selfie na krawędzi, co oczywiście prawdą nie było. Więc na pytanie co się stało, my pytaliśmy, czy oglądali wiadomości. I nagle wszystko stawało się jasne:D

Kilka słów o ubezpieczeniu

Przy okazji szpitali chcielibyśmy zaznaczyć, jak ważne jest posiadanie ubezpieczenia. Jak widać, nigdy nie wiadomo, co się może przytrafić podczas podróży, a trzeba przyznać, że opieka medyczna za granicą kosztuje. I tak w skrócie, nasze ubezpieczenie pozwoliło nam zaoszczędzić ponad 6000$, które musielibyśmy wydać na szpitale, karetki itp.

My kupiliśmy kartę ISIC  za 129zł za osobę. Kiedy zaszła potrzeba skorzystania z ubezpieczenia to dzwoniliśmy na numer telefonu podany w umowie. Ubezpieczyciel ustalał do jakiej placówki mamy się zgłosić i po odpowiedniej weryfikacji dokumentów medycznych na bieżąco pokrywał koszty związane z opieką medyczną. Można też było płacić samodzielnie i kolekcjonować wszystkie potrzebne dokumenty, żeby rozliczyć wszystko po powrocie, ale to była dla nas gorsza opcja. Oczywiście były jakieś drobne opłaty, których ubezpieczenie nie pokryło. Ale najwięcej chyba wydaliśmy na telefony do ubezpieczenia. Telefon z Azji to średnio 10zł za minutę rozmowy, a rozmów z ubezpieczycielami trochę jednak było. Niestety czasem trzeba ich było trochę poganiać bo weryfikacja zajmowała dużo czasu. A teraz czas kontynuować naszą podróżniczą opowieść 🙂

Siem Reap

Naszą bazą wypadową do zwiedzania świątyń Angkoru staje się Siem Reap. Nasz początkowy plan był taki, żeby świątynie zwiedzać na rowerach. Jednak Krystian jeszcze nie czuje się na siłach, żeby cały dzień jeździć na rowerze, więc decydujemy się na wynajem tuk tuka. W naszym pokoju znajdujemy kartkę z ofertą jednodniowych wycieczek do kompleksu świątyń. Są opcje zrobienia tzw. małej i dużej pętli, oraz odwiedzenia dalej położonych świątyń. My chcemy kupić 3 dniowy bilet i objechać obie pętle, a trzeci dzień wykorzystać na inne świątynie, ale już te wybrane przez nas. Na recepcji staramy się dogadać o wynajęcie tuk tuka na trzy dni licząc na to, że będzie to tańsze niż pojedyncze wycieczki. Niestety nie udaje nam się nic wytargować, ale postanawiamy skorzystać z opcji jednodniowych wycieczek.

Angkor – mała pętla

Pierwszego dnia postanawiamy zrobić małą pętlę. W jej skład wchodzą najsłynniejsze świątynie kompleksu, takie jak Angkor Wat, Bayon i Ta Prohm. Wynajęcie tuk tuka u naszym pensjonacie kosztuje 13$. Przed wjazdem na teren ruin podjeżdżamy do budynku gdzie mieszczą się kasy biletowe. Koszt 3 dniowego biletu wstępu kosztuje 62$ za osobę. Bilet jest sprawdzany przy każdym wjeździe do strefy archeologicznej i często jeszcze raz przy wejściu do poszczególnych świątyń. Zwiedzanie zaczynamy od świątyni Angkor Wat.

Zabudowania Angkor Wat Jeden z budynków w Angkor WatPłaskorzeźba w Angkor Wat Próbujemy zrobić zdjęcie :) Bayon Kamienne twarze w Bayon

Kierowca wysadza nas przy jednym końcu i mówi, że na zwiedzenie mamy 1.5h. Nie do końca podoba nam się takie ograniczenie, ale jest to dopiero pierwsza świątynia i nie wiemy ile czasu będziemy potrzebować na zwiedzanie. Ze względu na limit czasowy nie udaje nam się zwiedzić całego kompleksu świątynnego i postanawiamy wrócić tu w trzecim dniu zwiedzania, jeśli czas nam pozwoli. Co ciekawe przy kolejnych świątyniach nasz kierowca już nas nie pogania. Trochę to nieuczciwe, ale trudno. Zwiedzanie i tak zajmuje nam cały dzień i pod koniec jesteśmy wykończeni upałem, tłumami ludzi i natłokiem wrażeń. Po południu temperatura podbija słupek rtęci aż pod niebo. Kamienie się nagrzewają, przez co momentami czujemy się jak w piekarniku. Kolejny dzień postanawiamy wykorzystać na odpoczynek w Siem Reap.

Angkor – duża pętla

W czasie naszej drugiej wizyty w kompleksie decydujemy się na objechanie tzw. dużej pętli. Koszt tuk tuka tym razem jest większy, i wynosi 25$, ale trasa jest dużo dłuższa i odległości pomiędzy świątyniami też są spore. Przykładowe świątynie, które można odwiedzić w czasie zwiedzania to: Banteay Srei, Preah Khan, Neak Poan, Ta Som, East Mebon, Pre Rup. W Ta Som najciekawsze miejsce jest na samym końcu świątyni. Jest tam drzewo, którego korzenie zakrywają przejście, co wygląda niesamowicie.

Banteay Srei Świątynia Ta Som Dzieci sprzedające pamiątki

Ostatni dzień w Angkorze

Po kolejnym dniu  odpoczynku postanawiamy zwiedzić rzadziej odwiedzane świątynie i wrócić jeszcze raz do Angkor Wat i Ta Prohm. Udaje nam się utargować cenę na 17$.

Kierowca naszego tuk tuka

W Ta Prohm chcemy być wcześnie, żeby uniknąć gigantycznych tłumów. Naszym kierowcą jest chłopak, który obwoził nas pierwszego dnia. Szkoda, bo liczyliśmy trochę na tego, który jeździł z nami dnia drugiego. Wydawał się być jakiś bardziej ogarnięty. Siedzimy w tuk tuku i widzimy jak mężczyźni na ulicy pokazują na nasz pojazd, ale nie wiemy o co chodzi. Nie wołają nic do kierowcy, więc my też siedzimy cicho. Ruszamy i słyszymy dziwny dźwięk. Bardzo szybko się okazuje, że nie mamy powietrza w oponie. Nikt nie sprawdził stanu technicznego pojazdu przed wyruszeniem w drogę:( Nasz kierowca wysadza nas na poboczu i jedzie do pobliskiego warsztatu. Po jakiś 10-15 minutach oczekiwania wraca ze sprawnym tuk-tukiem. Wsiadamy i jedziemy dalej. Nawet szybciej niż poprzednio, bo kierowca chce nadrobić stracony czas.

Jedziemy, a tu kolejny psikus! Nasz tuk-tukarz nie sprawdził stanu paliwa. Nagle się okazuje, że się skończyło i musimy się zatrzymać na poboczu. Młodzik nie traci zimnej krwi, zostawia nas w pojeździe i biegnie po paliwo. Po jakiś 20-30 minutach  przywozi go jakiś znajomy na motorze. Przelewamy benzynę z butelki po Jacku Danielsie  i ruszamy w dalszą trasę. I to by było na tyle jak chodziło o bycie wcześniej w świątyni…

Ta Prohm widziana z zewnątrz Ta Prohm Wnętrze Ta Prohm Korzenie drzew w Ta Prohm

Mimo wszystko i tak jest dużo mniej ludzi, niż w godzinach popołudniowych. Udaje się nam spokojnie obejść całą świątynię i porobić parę zdjęć. Później odwiedzamy jeszcze kilka mniejszych świątyń, jednak nie robią już na nas takiego wrażenia, jak największe świątynie kompleksu. Ale z drugiej strony, niektóre są całkiem puste i można się poczuć prawie jak odkrywca ruin wewnątrz tropikalnej dżungli. Ma to swój nieodparty urok, którego nie można poczuć w głównych świątyniach.

Zwiedzamy świątynie w Angkorze Strażnicy świątyni Śladami Indiana Jonesa Kapelusz w wodzieJedna ze świątyń ukryta w dżungli Eksploracja świątyń w Angkorze East Mebon Płaskorzeźby

Na koniec dnia przyjeżdżamy jeszcze raz do Angkor Wat. Kierowca znów próbuje nam narzucić ograniczenie czasowe, ale postanawiamy go zignorować i zostać do zachodu słońca. Świątynia w godzinach popołudniowych nabiera bardzo ładnych kolorów. Natomiast sam zachód słońca nie jest ciekawy. To samo słyszeliśmy o wschodach słońca. Tu po prostu robi się jasno, albo ciemno. Powietrze jest na tyle nieprzejrzyste, że słońce pojawia się godzinę-dwie po wschodzie z chowa się jakieś 40min-1h przed faktycznym zachodem. Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby trafić na warunki, jakie można zobaczyć na niektórych zdjęciach.  To nie Bagan, gdzie wschody i zachody słońca zostaną w naszej pamięci jeszcze długi czas.

Angkor WatSesja ślubna w Angkor Wat

Po zwiedzaniu Angkoru, wracamy autobusem do Phnom Penh. Czekamy na badania i gdy okazuje się, że wszystko jest już w porządku możemy spokojnie pakować plecaki. Czas pożegnać się z Kambodżą. Lecimy do Kuala Lumpur, gdzie chcemy chwilę odpocząć i zobaczyć nieco więcej niż ostatnim razem 🙂

A na zakończenie jeszcze kilka dodatkowych zdjęć 🙂

Bayon - kamienne twarze Ruiny świątyni Detale w świątyni Płaskorzeźby w świątyni Ruiny jednej ze świątyń Dziura w dachu :)

Powiązane wpisy

Widżety

Powrót do góry strony