Jedno z najfajniejszych miejsc, które udało nam się odwiedzić w Gruzji to Dawid Garedża. Ale od początku! Zapakowaliśmy się do taksówki w miejscu, z którego odjeżdżają wycieczki do Dawid Garedży. Razem z nami jechało jeszcze paru innych turystów. Dojazd jest bardzo przyjemny, zatrzymujemy się parę razy, żeby zobaczyć, jak wygląda okolica albo przepuścić stado bydła, które akurat przechodzi przez jezdnię. Ciekawe było opuszczone miasteczko Udabno, przez które przejeżdżaliśmy. Wrażenie zrobiło na nas duże. Miasto całkiem sporych rozmiarów jest praktycznie doszczętnie opustoszałe. Trochę jakby jechać przez Czarnobyl. Ale gdzieś czytałem, że podobno Polacy otworzyli tam teraz knajpkę i hotel 😀
Po dojeździe na miejsce, stanęliśmy koło kilkunastu innych samochodów, które przywiozły tam turystów. Ustaliliśmy z kierowcą godzinę, o której mamy stawić się na parkingu i ruszyliśmy w trasę. Pierwszym punktem jest taki kompleks klasztorny Lawra.
Część budynków jest wybudowana normalnie z cegieł, ale część jest wykuta w skale. I tu ciekawa rzecz, bo cały czas mieszkają tam mnisi. Widzieliśmy nawet kilku z nich jak rozmawiali ze sobą w cieniu jednego z domków. Ale Lawra to jeszcze nic. Zaczęliśmy wychodzić w górę, w kierunku granicy z Azerbejdżanem. Gdy wyszło się trochę wyżej i Lawrę było widać z góry, rzuciły się nam w oczy kolorowe góry. Może nie takie jak Zhangye Danxia w Chinach, ale widać takie śmieszne, czerwone pasy w zielonych stokach.
Gdy już doszliśmy na samą górę trafiliśmy do niesamowitego miejsca. Z jednej strony było widać równiny Azerbejdżanu, które ciągnęły się aż po horyzont. Z drugiej strony w skałach góry były wykute setki jaskiń, w których kiedyś mieszkały tysiące ludzi. Widok jest naprawdę niesamowity i zapiera dech w piersiach. Jest to zdecydowanie jedno z najładniejszych miejsc w Gruzji.
Ruszyliśmy zaraz potem granią mając po naszej prawej Azerbejdżan, a po lewej jaskinie. Świetne jest to, że można wejść do niektórych z nich i zobaczyć jak to tam wygląda. Ścieżka ciągnie się całkiem daleko. W niektórych z jaskiń zachowały się nawet freski.
Byliśmy pod wrażeniem, bo niektóre kolory były bardzo wyraźne, jakby namalowano je całkiem niedawno. Całość ciągnie się jeszcze potem szczytem, ale nie byliśmy pewni jak daleko możemy iść. Po pierwsze gonił nas trochę czas, a po drugie byliśmy obserwowani, chyba przez patrol graniczny. Uzbrojeni, ubrani na czarno panowie uważnie nas obserwowali, co wydawało się trochę niepokojące. Nie chcieliśmy w końcu przejść gdzieś, gdzie nie powinniśmy.
Zaczęliśmy schodzić w dół. Naprawdę, szkoda było opuszczać tamto miejsce. Zachód słońca musiałby tam bajecznie wyglądać. Dotarliśmy do samochodu, poczekaliśmy na resztę turystów, która jechała z nami samochodami i wróciliśmy do Tbilisi.