Przejdź do treści głównej

Migawki ze świata Blog podróżniczy

Cminda Sameba i Kazbek

Plan na kilka dni to dostać się do Kazbegi i podejść pod lodowiec Gergeti. Szukamy tam transportu i wybór oczywiście pada na marszrutkę. Ładujemy się do środka, plecaki do bagażnika i ruszamy w trasę!

Gruzińska droga wojenna

Nazwa może brzmieć groźnie, ale tak naprawdę to bardzo długa, widokowa trasa. Nazwa pochodzi jeszcze z czasów, kiedy Rosja walczyła z Gruzją i robiła remont drogi w celach militarnych.

Gruzińska droga wojenna

Trasa jest trochę karkołomna. Masa zakrętów i czasami całkowity brak asfaltu. Parę razy mijaliśmy robotników, którzy właśnie kładli świeży asfalt. Powodowało to czasami kilkunastominutowe postoje. Ale specjalnie nie narzekaliśmy, bo na zewnątrz było zimno i całkiem mocno padało. Widoczność też była trochę ograniczona, ale widoki były naprawdę super.

Pamiątki na wojnnej drodze

Bardzo często można było zobaczyć ludzi stojących przy drodze i sprzedających pamiątki, jak i setki wypasanych tam owiec.

Kazbegi

Gdy dojeżdżamy do Kazbegi rzuca się na nas masa lokalnych mieszkańców. Głównie starsze panie. Jak zwykle nie wiemy o co chodzi. Ale w końcu ktoś nam tłumaczy o co chodzi. Okazuje się, że wszyscy oferują nam nocleg u siebie w domu! To się bardzo dobrze składa, bo my nie mamy zarezerwowanego żadnego noclegu. Idziemy za jedną ze starszych pań, która jest tym faktem bardzo uszczęśliwiona. Domek skromny, ale wystarczający.

Kazbegi

Idziemy na szybką przechadzkę po mieście, ale jest już całkiem późno i nie mamy wiele czasu. Miasteczko w sumie proste, ale dwie rzeczy zwróciły naszą uwagę. Zabawne było to, że przez miasto chodziły sobie krowy. Tak po prostu środkiem drogi. Trochę utrudniało to ruch kierowcą, bo musieli je skrzętnie omijać.

Drugą śmieszną sprawą był sklep spożywczy. Ale chyba ktoś sobie zapożyczył znane logo – Google! Trzeba przyznać, że sklep był jednak całkiem dobrze zaopatrzony:) Wracamy do domu i idziemy spać:)

W drodze do Cminda Sameba

Bardzo wcześnie rano wychodzimy z domu. Słońce dopiero zaczynało przebijać się nad górami. Ruszyliśmy w drogę pod kościół. Najpierw szliśmy przez miasto, ale szybko weszliśmy na szlak prowadzący w górę.  Szlak to w zasadzie taka trochę droga. Można tam wjechać samochodem terenowym. Minęły nas dwa takie auta. Musi to być spora frajda pojechać takim offroadem!

Parking przy Cmida Sameba

Podejście trochę męczące. Niby nie było strome, ale było bardzo gorąco. Niemniej, szybko wyłonił się nam widok na Cmindę Samebę. To miejsce po prostu trzeba zobaczyć. Kościół Cminda Sameba to jeden z symboli Gruzji. Samotny kościół na wzgórzu, a w tle góra Kazbek. Widok wyryje się Wam w pamięci, to pewne. Kiedy przypominam sobie Gruzję, kilka rzeczy staje mi przed oczami, jedną z nich jest właśnie widok na tą cerkiew.

Cmida Sameba
Cmida Sameba widok z góry

Podchodzimy pod sam klasztor. Widać niedaleko sporo samochodów terenowych, które wjechały na górę. Na tle wysokich gór prezentowały się świetnie. Kręciliśmy się jeszcze chwilę wokół cerkwi, a zaraz potem ruszyliśmy w górę, pod lodowiec Gergeti.Widok na Cmida Sameba ze ścieżki pod lodowcem

Lodowiec Gergeti i Kazbek

Trzeba przyznać, że trasa jest bardzo widokowa. Ciekawe jest to, że praktycznie w ogóle nie jest oznaczona. Gdy chodzi się po górach w Polsce, szlaki turystyczne zwykle są oznaczone strzałkami i kolorami co jakiś odcinek. Na tej trasie takich oznaczeń nie było. Nie wiem, jak jest teraz, ale wtedy, gdy my tam byliśmy jedynym oznaczeniem były kopczyki kamieni i idący za nimi turyści.

Trasa jest widokowa. Co chwila oglądaliśmy się na Cmindę Samebę, która widać jeszcze przez długi czas. Upał był niemiłosierny. Co jakiś czas robiliśmy sobie przerwę na krótki postój. Pierwszym prawdziwym wyzwaniem było przekroczenie rzeki wypływającej z lodowca. Rzeka była całkiem szeroka i co najśmieszniejsze, nie było tam żadnego mostku. Kombinowaliśmy jak mogliśmy, żeby przejść na drugą stronę, ale widać, że nie byliśmy jedynymi, którym rzeka sprawiła kłopot. Kamienie były bardzo śliskie, a woda, lodowata. Szliśmy przez jakiś czas w górę rzeki, liczyliśmy, że stanie się trochę węższa. Faktycznie tak było, ale szerokość i tak pozostawała spora. Widzieliśmy jak cześć osób zdejmuje buty i skarpetki i wchodzi do wody. Jakoś specjalnie nie byli tym zachwyceni. My w końcu zaryzykowaliśmy i jakoś przeszliśmy przez kamienie. Ale trzeba przyznać, że i tak zmoczyliśmy buty. Trochę było potem zimno w stopy i chlupało w butach, ale jakoś przeżyliśmy.

Panorama gór Kaukazu
Panorama lodowca Gergeti

W końcu doszliśmy pod sam lodowiec. To był pierwszy lodowiec jaki widziałem w życiu. Zawsze myślałem, że lodowiec jest biały. Ten jednak był czarny i w ogóle nie przypominał lodowca. Ale okazuje się, że to całkiem normalne na dole lodowców:)

Lodowiec Gergeti

My już niestety nie mogliśmy iść dalej, bo nie mieliśmy odpowiedniego sprzętu. Ale byli tacy, którzy szli jeszcze dalej. Ale widać, że oni szli z przewodnikiem i mieli całkiem spore zapasy. Śmieszne było to, że nawet konie z nimi szły.

W drodze po lodowcu

Niestety, widok na samą górę Kazbek był zachmurzony. Mieliśmy może 3-4 minuty, kiedy góra się nam na chwilę pokazała, a zaraz potem zaszła chmurami i już jej nie widzieliśmy.

Góra Kazbek
Prześwit na Kazbek

Posiedzieliśmy tam jeszcze chwilę, a potem zaczęliśmy schodzić w dół. Szybko doszliśmy do rzeki. Minęły może ze 2-3 godziny, odkąd byliśmy tu ostatnio. Ale za nic w świecie nie potrafiliśmy znaleźć miejsca, przez które wcześniej przeszliśmy. Rzeka wydawała się jakby szersza. Szliśmy w górę przez jakiś czas, ale nigdzie nie było miejsca, przez które można by było przejść. Spotkaliśmy jednego turystę, który powiedział, że to normalne. Wieczorem rzeka niesie więcej wody, bo słońce przygrzało w lodowiec i zaczął się topić. I tak chodziliśmy przez jakiś czas, aż w końcu zdecydowaliśmy się na ryzykowny skok nad wodą, w jednym miejscu, gdzie wydawało się to realne do przeskoczenia. Strachu przed skokiem i śmiechu po było co niemiara.

Zeszliśmy w zasadzie tą samą trasą, ale pod koniec już było ciężko. Zjedliśmy kolację w knajpie i wróciliśmy do naszego domku. Padliśmy jak muchy 😀

Powiązane wpisy

Widżety

Powrót do góry strony