Nasz pobyt na Wyspach Owczych zaczynamy od poznania wyspy Vágar. Znajduje się tu jedyne na całym archipelagu lotnisko, które zostało wybudowane w czasie II Wojny Światowej, przez obecne tu wojska alianckie. Wyspa może się również pochwalić się 2 największymi jeziorami i jednym z najładniejszych wodospadów na wyspach. Można tu również znaleźć kilka naprawdę interesujących szlaków pieszych. Część z nich spróbujemy przybliżyć w tym poście.
Pierwsze chwile na wyspie Vágar
Na Wyspy Owcze docieramy z Kopenhagi. Lot trwa niecałe dwie godziny. Pierwszą rzeczą, którą robimy po wylądowaniu jest odbiór samochodu. Jednak okazuje się, że nie jest to takie proste. Auto zarezerwowaliśmy wcześniej przez internet, w firmie Unicar. Na miejscu okazuje się, że na lotnisku nie ma biura obsługującego klientów Unicara?. W końcu na maila dostaliśmy mapkę z informacją gdzie ma stać nasz samochód, a kluczyki mają być w środku. Nic prostszego, prawda?
Niestety krążymy po parkingu dobre pół godziny, zanim udaje nam się odnaleźć nasz pojazd. Parking przy lotnisku jest całkiem spory i jest podzielony na kilka sektorów. Problem polega na tym, że plan sektorów na lotnisku jest inny niż plan, który dostaliśmy w mailu. Uspokojeni faktem, że udało nam się znaleźć auto pakujemy nasze rzeczy i ruszamy na podbój wyspy Vágar.
Najpierw jedziemy do Miðvágur, miasteczka gdzie znajduje się nasze lokum na najbliższy tydzień. Przez portal AirBnb wynajęliśmy pokój w domu Anniki. Była to najtańsza opcja jaką znaleźliśmy. Annika okazuje się bardzo przyjazną i pomocną osobą. Zapowiada się całkiem udany pobyt 🙂
Wodospad Múlafossur
Miðvágur znajduje się 8 km od lotniska i 19km od Gásadalur – wioski, gdzie znajduje się jeden z najbardziej znanych widoków z całego archipelagu. Mowa tu o wodospadzie Múlafossur. Strumień wody spadający z wysokiego klifu bezpośrednio do oceanu naprawdę robi wrażenie.
Bliskość tego niesamowitego miejsca sprawia, że wracamy tu kilkakrotnie w czasie naszych wycieczek po wyspach i za każdym razem podziwiamy wodospad w innych warunkach pogodowych.
Warto tu wspomnieć, że wioska Gásadalur przez długi czas była jednym z najbardziej odizolowanych miejsc na archipelagu. Obecnie docieramy tu przez wybudowany w 2004 roku tunel wydrążony w górze. Wcześniej do wioski można było dostać się za pomocą helikoptera, łodzią lub pieszo, pokonując drogę przez góry. Szlak łączący Gásadalur i Bøur nazywany jest drogą pocztową. Przez wiele lat, regularnie 3 razy w tygodniu, pokonywał go miejscowy listonosz Karl Mikkelsen. Co ciekawe, do 1873 roku w wiosce nie było również cmentarza, więc ze szlaku korzystali żałobnicy niosący trumnę ze zmarłym.
W pobliżu wioski natykamy się na bardzo ciekawie wyglądające włochate krowy.
Sørvágsvatn – największe jezioro na Wyspach Owczych.
Parking, gdzie rozpoczyna się szlak wzdłuż jeziora Sørvágsvatn znajduje się przy ulicy Vatnavegur. Znajduje się obok kamiennych domki z trawą na dachu. Zostawiamy tu samochód i ruszamy w trasę.
Szlak jest bardzo prosty, przez większość czasu idziemy wzdłuż jeziora w kierunku klifów. Naszym celem jest Trælanípan, z którego rozciąga się niesamowity widok. Sørvágsvatn jest tak położone, że patrząc z punktu widokowego na Trælanípan wygląda jakby znajdowało się na klifie. Z tego miejsca podziwiamy jednocześnie jezioro, klif i ocean. Pierwszy raz widzimy coś takiego.
Chodząc po klifie trzeba uważać na podmuchy silnego wiatru. W jednym miejscu dostrzegamy nawet zaczepy do przymocowania karabinków, żeby nie spaść z krawędzi.
Z tego miejsca kierujemy się w stronę wodospadu Bøsdalafossur. Z jeziora Sørvágsvatn woda wpada wprost do oceanu. W tle widać klify i nadciągające chmury deszczowe. Kolejne niesamowite miejsce na archipelagu.
Jezioro Fjallavatn
Rano wita nas deszcz. Czekamy do 12 na poprawę pogody, ale bezskutecznie. W chwili przerwy między kolejnymi opadami deszczu stwierdzamy, że spróbujemy naszych sił i pójdziemy na szlak z Bøur do Gásadalur. Jedziemy do pobliskiej informacji turystycznej zasięgnąć języka co do sensowności naszego pomysłu.
Podjeżdżamy do muzemu wojennego w Miðvágur, gdzie pani z obsługi jest dobrze zorientowana. Dowiadujemy się, że szlak jest stromy i trudny, więc to zły pomysł tam iść w taką pogodę. Widoczność jest słaba, więc niewiele zobaczymy, a prosto będzie się poślizgnąć. Jako alternatywę poleca nam jezioro Fjallavatn – drugie największe jezioro na wyspach. Stwierdziła, że nawet w taką pogodę można się tam wybrać i spacer będzie całkiem udany.
Z tyłu głowy kołacze nam nasza poprzednia rozmowa z Anniką. Ona poleciła nam szlak do wodospadu znajdującego się za tym właśnie jeziorem. Wobec tego nie pozostaje nam nic innego, jak zaryzykować!
Samochodem dojeżdżamy do małego parkingu, gdzie zaczyna się szlak prowadzący do jeziora. Na miejscu zastajemy zaparkowany tylko jeden samochód. Nawet deszcz trochę przestaje padać. Zabieramy rzeczy i ruszamy. Na początku trasa prowadzi kamienistą i szeroką drogą. Jest trochę kałuż, ale prosto je ominąć. Przed nami pokazuje się jezioro. Nie robi na nas większego wrażenia, ale mimo wszystko i tak postanawiamy spróbować swoich sił i dojść na jego koniec i potem dalej, do wodospadu.
Najpierw szukamy dojścia nad brzeg jeziora. Nie ma tu żadnych oznaczeń, więc musimy korzystać z naszej intuicji i maps.me. W niektórych miejscach trzeba trochę kluczyć, bo po deszczu powstały spore rozlewiska. Koło jeziora idzie się już łatwiej. Maszerujemy po piasku i twardej nawierzchni wzdłuż jeziora w kierunku północno-zachodnim.
Trasa jest dość monotonna. Po drodze mijamy kilka domków, prawdopodobnie letniskowych. Co jakiś czas pada deszcz, więc co chwilę ubieramy peleryny. Jezioro ma jakieś 5 km długości i w końcu udaje nam się dojść do jego końca. Ale to jeszcze nie koniec, bo do wodospadu jest jeszcze kolejne kilka kilometrów.
Szukając wodospadu bez nazwy
Przed nami rozpościera się ogromna pusta przestrzeń. Od jeziora wychodzi rzeka, więc musimy podjąć decyzję jak dalej iść. Decydujemy się na zostanie po prawej stronie rzeki (patrząc od jeziora w kierunku oceanu). Idąc po podmokłej łące co chwila trafiamy na większe lub mniejsze bajorka i małe strumyki, które musimy ominąć. Czasami skaczemy od jednej suchej kępy trawy do drugiej. W jednym miejscu, żeby kontynuować trasę musimy zrzucić buty i przejść przez lodowatą wodę. Na szczęście jest to płytki odcinek, gdzie woda sięga tylko do kostek.
Cóż, wychodzi na to, że najprościej byłoby mieć wysokie gumiaki. Wtedy ta trasa nie stanowiłaby żadnego wyzwania! Ale my mamy tylko normalne buty, które po pewnym czasie trochę przemakają. Zaczynamy się zastanawiać czy nie zawrócić, ale chęć odkrycia czegoś nowego prze nas do przodu.
W końcu docieramy do malowniczo wyglądających klifów. Widok rekompensuje nam wszystkie niedogodności wcześniejszej wędrówki. Cofamy się kawałek i dostrzegamy wodospad. Jest to zdecydowanie jeden z najciekawiej położonych wodospadów jakie widzieliśmy. Wpada w szczelinę między klifami i potem jako rzeka płynie do morza. Całość wygląda niesamowicie!
Znowu zaczyna padać deszcz. Tym razem zakładamy peleryny i czekamy aż skończy. W końcu przykro by było wrócić stąd bez żadnego zdjęcia. Kucając i chroniąc plecaki od deszczu czujemy się jak dwie kwoki wysiadujące jaja ? Musiałby to być zapewne zabawny widok, gdyby ktoś jeszcze dotarł do tego miejsca i zobaczył dwie skulone postaci w kolorowych barwach. Ale jedynymi świadkami naszej obecności są owce i ptaki zamieszkujące tutejsze łąki.
W końcu przestaje padać. Udaje nam się zrobić kilka zdjęć po czym musimy niestety wracać. W końcu czeka nas jeszcze długa droga powrotna. Tym razem trzymamy się brzegu rzeki co okazuje się strzałem w 10! Teren jest stabilniejszy i jest mniej grząsko, niż kiedy szliśmy otwartym terenem w kierunku klifów. Wracamy do samochodu zmęczeni, ale szczęśliwi.
Trøllkonufingur – Palec Wiedźmy
Na wyspie Vágar można podziwiać również Trøllkonufingur – Palec Trolicy / Wiedźmy. Jest to charakterystyczna, wysoka skała wystająca z oceanu. Związane są z nią dwie opowieści.
Wiedźmia z Islandii chciała sobie przywłaszczyć Wyspy Owcze. Kiedy dotarła na południe wyspy Vágar nastał świt i słońce zamieniło wiedźmę w kamień. Była jednak tak duża, że nawet gdy opadała na dno jej palec – Trøllkonufingur – wystawał ponad powierzchnię. Tak samo jak czubek jej głowy – wyspa Koltur.
Szlak prowadzący do punktu widokowego na Trøllkonufingur zaczyna się w wiosce Sandavágur. Jest to bardzo prosty i przyjemny spacer, idealny na wolne popołudnie.
Innym razem udaje nam się podziwiać skałę Trøllkonufingur z większej odległości. Ta skała ma w sobie coś fascynującego 🙂