Po opuszczeniu farmy gepardów w Otjitotongwe, naszym kolejnym punktem na mapie Namibii jest park narodowy Etosza. Został on utworzony w północnej części kraju, dookoła okresowego, słonego jeziora o tej samej nazwie. Jezioro przez większą część roku jest wyschnięte. W parku narodowym planujemy spędzić 3 dni na samodzielnym, samochodowym safari.
Etosza, dzień 1
Do parku narodowego wjeżdżamy od strony zachodniej, przez bramę Dalton Gate. Zatrzymujemy się na parkingu i idziemy kupić bilety wstępu do parku. Za trzydniowy pobyt płacimy 510 NAD. Dzień liczy się jako 24h. Czwartego dnia rano mamy opuścić teren parku, ale dostajemy jeszcze 2h gratis, dzięki czemu nie musimy się zrywać skoro świt. Strażnicy spisują wszystkie potrzebne im informacje i informują nas o zakazach. Nie wolno wysiadać z samochodu, nie wolno karmić zwierząt i trzeba uważać na drogach. Kupujemy też atlas zwierząt, które można w Etoszy zobaczyć. W środku są zaznaczone trasy, którymi można jeździć i oczka wodne przy których najłatwiej jest wypatrzeć zwierzęta.
No to ruszamy! Na początku jedziemy powoli, jakieś 20km/h w sznureczku samochodów. Szyby mamy uchylone i bacznie wypatrujemy zwierzyny w gęstych krzakach. Tak samo robią wszyscy. Co jakiś czas ktoś się wyłamuje i wyprzedza, żeby móc jechać nieco szybciej. Drogi, przynajmniej w tym fragmencie parku, są w bardzo złym stanie. Nawierzchnia przypomina tarkę, więc trzęsie okropnie, trzeba też uważać na dziury. Mamy tylko nadzieję, że nie złapiemy gumy bo jak tu wymienić oponę, kiedy nie wolno wysiadać z samochodu?
Na początku dostrzegamy kolorowego ptaka, potem jeszcze w oddali zebry i guźca ? Kilka chwil później widzimy kilka stojących samochodów i dostrzegamy… stado słoni! W pobliżu widzimy słonia, który stoi i na nas patrzy. Na szczęście słoń nas po prostu ignoruje. Kawałek dalej, w oddali, stoją żyrafy.
Szczęśliwi podjeżdżamy do pierwszego oczka wodnego. Okazuje się, że zamiast powolnej jazdy koło krzaków, lepszym sposobem jest podjechanie do jeziorka, zaparkowanie i czekanie. Tutaj udaje się nam zaobserwować dziesiątki zwierząt, które w systemie zmianowym podchodzą do wodopoju. Zebry, żyrafy, antylopy, słonie, ptaki, szakale.
Generalnie są tutaj 2 rodzaje wodopojów – naturalne i te zrobione przez człowieka. Te naturalne o tej porze roku są w większości wyschnięte, ale naszym zdaniem i tak warto tam podjechać. Zwykle są po prostu puste, ale przy dwóch spotykamy ptaki i ssaki, których nie widzieliśmy nigdzie indziej.
Warto też obserwować korony drzewa, bo siedzi tam sporo ptaków łownych, czasami tuż przy drodze. Opłaca się też patrzeć po wysokich trawach, bo tam też czasami można coś wypatrzeć, np. ptaka sekretarza!
Ruch na drogach jest nieduży, przy jeziorkach czasami trzeba chwilę poczekać na lepszą pozycję, ale i tak jest super. Tylko te drogi… No i brak toalet. Stanowi to pewien problem, bo trzeba wyszukiwać miejsca postojowe, gdzie można wysiąść z samochodu, albo pytać na campingu lub w hotelu.
W drodze na camping odwiedzamy wszystkie możliwe jeziorka. Po południu docieramy do Olifantsrus Camp. Kwaterujemy się, rozbijamy nasz namiot i idziemy do specjalnego budynku obserwacyjnego, który znajduje się przy jeziorku.
Jest całkiem ciekawie rozwiązany, bo ma 2 poziomy. Na górnym piętrze przez okna, przy których umieszczone są ławeczki, więc można sobie na spokojnie obserwować okolicę z wygodnej perspektywy. Poziom niżej jest przeszklony i znajduje się na poziomie jeziora, więc zwierzaki widać z bliska. Niestety zdjęcia już nie wychodzą tak fajnie jak z góry, bo szyba ma sporo rys. Po zmroku włączane jest czerwone światło, więc można obserwować nocne zwierzęta.
Nam udaje się zobaczyć kilka żyraf, jedno gnu ze stadem zebr, szakala, kilka ptaków i nawet żółwia! Można tu siedzieć długo, ba, można nawet koczować całą noc. Ale spać też kiedyś trzeba 😉
Etosza, dzień 2
Kolejnego dnia mamy do przejechania całkiem sporo kilometrów. Musimy dojechać do kolejnego campingu – Halali Camp. Po drodze, jak poprzednio, zatrzymujemy się w każdym możliwym miejscu i przy każdym oczku wodnym. Bardzo dużo zwierzaków powtarza się z dnia poprzedniego. Ale udaje się wypatrzeć też kilka nowych gatunków, głównie ptaków łownych.
Po krótkiej wizycie na campingu, jedziemy na tzw. rhino-drive, gdzie (podobno) często można spotkać nosorożca. Niestety, mimo usilnego kręcenia się po okolicy, jedyne co znajdujemy, to jego kupę? . Wzdłuż drogi ciągną się gęste zarośla, więc ciężko cokolwiek wypatrzeć. Po krótkiej przejażdżce, postanawiamy wrócić na camping i tam cierpliwie czekać na pojawiające się przy oczku wodnym zwierzęta.
Tym razem jeziorko jest odgrodzone barierkami i można sobie siedzieć pod gołym niebem. Ludzi na campingu jest więcej niż w poprzednim obozie i trzeba się trochę nakombinować, żeby znaleźć sobie dobrą miejscówkę. O zachodzie słońca nad wodopojem pojawia się stado słoni. Obserwujemy je, po czym idziemy na kolację. Planujemy spróbować szczęścia jeszcze raz, po zmroku. Przychodzimy, a tu znowu słonie! Ciekawie się je ogląda, ale jest też taki problem, że stado potrafi zajmować przestrzeń jeziorka bardzo długo, a wtedy żadne inne zwierzęta się nie zbliżają. Ale kiedy już słonie schodzą ze sceny, pojawia się hiena. I 2 nosorożce! Obserwujemy je dość długo, po czym, usatysfakcjonowani idziemy spać ?
Etosza, dzień 3
Rano jeszcze raz wracamy do oczka wodnego. Znów szczęście nam dopisuje. Tym razem udaje się zobaczyć marabuta afrykańskiego (z rodziny bocianów), dzięki czemu zaliczamy brzydką piątkę – tzw. „ugly 5”. Pakujemy samochód i jedziemy w kierunku ostatniego campingu – Okaukuejo Camp.
Okaukuejo jest najpopularniejszym campingiem w parku narodowym Etosza. Na terenie obozu znajduje się nawet sklep spożywczy i stacja benzynowa. Dla osoób o nieco zasobniejszym portfelu stworzono domki wokół oczka wodnego, z których można obserwować zwierzęta bezpośrednio z balkonu czy tarasu 😉
My zajmujemy standardowe miejsce campingowe. I jeszcze musimy o nie trochę powalczyć, bo ktoś już je wcześniej zajął. Po weryfikacji okazuje się, że mamy faktycznie takie same miejsca. Musimy więc wrócić na recepcję i ponownie odstać w dość długiej kolejce, żeby wyjaśnić sprawę. Tutaj generalnie lepiej mieć wcześniejszą rezerwację, bo camping jest bardzo popularny. Dla grupki turystów stojących przed nami w kolejce nie ma miejsca, więc muszą jechać na inny camping i tam próbować szczęścia.
Jemy obiad i idziemy nad jeziorko. Zwierzaków sporo, tym razem pojawia się kilka małych słoników, wieczorem ponownie przychodzą nosorożce. Niestety lwa, na którego mamy już chrapkę od dwóch dni, nie udaje się zobaczyć.
Pożegnanie z Etoszą
Rano, po bardzo wczesnej pobudce, słyszymy, że coś ryczy! To na pewno będzie lew! Szybko się ubieramy, pędzimy nad jeziorko, a tam… słoń 😉 . Przyjmujemy system zmianowy, najpierw jedno z nas siedzi i wypatruje zwierzaków, a drugie idzie robić śniadanie, a potem zmiana. Dzięki temu udaje nam się zobaczyć szakala i hienę.
O godzinie 12:15 mija nasz czas wyjazdu z parku narodowego Etosza. Postanawiamy podjechać jeszcze do dwóch jeziorek. Przy pierwszym, w końcu, spotykamy króla sawanny! Leży sobie w oddali i widać tylko grzywę, która z daleka wygląda jak kępa trawy?. Kępa trawy, która się rusza! Spędzamy tu sporo czasu, w pewnym momencie lew wstaje, ryczy i przechodzi przez drogę, po czym kładzie się w innym miejscu. W sumie na tym kończy się ta spektakularna akcja 😉 . Ale i tak jesteśmy bardzo zadowoleni. Do drugiego jeziorka nie mamy czasu już jechać, ale nic nie szkodzi. Pora pożegnać się z Etoszą i jechać dalej.
Niedaleko bramy wyjazdowej, zbaczamy jeszcze do jednego jeziorka. Tu znowu mamy szczęście i spotykamy nosorożca! Pierwszy raz w ciągu dnia. Niestety nie udaje się nam zrobić zdjęcia, bo szybko chowa się w buszu.
Przy bramie wyjazdowej następuje jeszcze inspekcja lodówki. Strażnicy muszą sprawdzić czy przypadkiem nie wywozimy mięsa. Potem następuje weryfikacja czy zapłaciliśmy i czy wyjeżdżamy o czasie. Wszystko jest w porządku, więc możemy jechać w dalszą podróż.
Kilka porad
Damy Wam jeszcze kilka informacji, które mogą się przydać na takim samochodowym safari.
Cierpliwość – to chyba jedna z najważniejszych rzeczy. Czasami po prostu trzeba się zatrzymać na godzinę lub dwie przy jednym jeziorku i cierpliwie czekać, aż coś się wydarzy. Sporo osób podjeżdża, widzi, że nic się nie dzieje i jedzie dalej. A tu 10 minut później pojawia się jakiś ciekawy zwierzak. Pamiętajcie, że wodopojów jest sporo i są w różnych częściach parku.
Parkowanie przy oczkach wodnych – w samochodzie byliśmy tylko we dwoje. Postanowiliśmy, że jedna osoba przesiądzie się do tyłu. Daje to kilka plusów. Raz oczka wodne są z lewej strony samochodu, raz z prawej. Czasami jest dużo samochodów i opcje manewrowe są ograniczone albo droga jest jednokierunkowa. Wtedy można sobie spokojnie przesiąść się z jednej strony auta, na drugą. Najlepiej też zaparkować samochód bokiem, bo wtedy można uchylić szybę.
Obiektyw – tu powiedzielibyśmy, że im dłuższa ogniskowa, tym lepiej. My mieliśmy na dłuższym końcu 400mm i bardzo często było to po prostu za mało?. Czasem jest tak, że zwierzak stoi tuż przy drodze i nie ma problemu. Ale bardzo często jest też tak, że jest on bardzo daleko i zdjęcia nie da się zrobić. Gdybyśmy drugi raz mieli jechać, prawdopodobnie, albo wypożyczylibyśmy coś około 600mm, albo dodalibyśmy telekonwerter.
Worek z groszkiem/ryżem/czymś sypkim – pamiętajcie, że z samochodu nie wolno wychodzić podczas safari. W takim wypadku rozstawienie statywu odpada. Dobrą alternatywą jest wtedy worek wypakowany czymś sypkim, który można oprzeć sobie na szybie samochodu i tak mieć podpórkę. Ułatwi to też nieco fotografię, jeśli teleobiektyw jest ciężki. Uwierzcie, że trzymanie czegoś ciężkiego przez cały dzień może zmęczyć, a wtedy prościej o nieostre zdjęcie.
Lornetka – jeśli nie bardzo jesteśmy zafascynowani fotografią, a po prostu zależy nam na oglądaniu zwierząt, warto zaopatrzyć się w lornetkę, albo dwie. My niestety nie mieliśmy lornetki i byliśmy zmuszeni wymieniać się aparatem, żeby zobaczyć zwierzęta z bliska.
Baterie/karty pamięci – nasz aparat dało radę ładować przez USB z gniazdka samochodowego, więc co chwila mogliśmy go podładować. Ale jeśli jedziecie na kilkudniowe safari i robicie dużo zdjęć, to baterie się jak najbardziej przydadzą. Dobrze jest też nie czekać, aż bateria rozładuje się do końca albo karta pamięci zagra na 100%. Nie ma nic gorszego, niż jakaś fajna akcja, chcemy zrobić zdjęcie a tu informacja – wymień baterię/kartę pamięci.
Przekąski – warto mieć w samochodzie jakieś przekąski. My wększość czasu spędzaliśmy w samochodzie, a na camping gdzie gotowaliśmy obiad przyjeżdżaliśmy dopiero wieczorem.
A na koniec jeszcze trochę zdjęć 😉