Kalsoy i Kunoy są to wyspy leżące w północno-wschodniej części archipelagu Wysp Owczych. Nazwa Kalsoy oznacza wyspę mężczyzny, podczas gdy Kunoy oznacza wyspę kobiety. Pierwsza z dwóch wysp jest stosunkowo odizolowana od pozostałych wysp, dostać się na nią można tylko za pomocą promu. Do drugiej można dotrzeć dzięki podwodnym tunelom i mostom łączącym część pozostałych wysp.
Transport na Kalsoy
Żeby dostać się na wyspę Kalsoy należy skorzystać z przeprawy promowej miedzy Klaksvík, a Syðradalur. Rozkład promów można znaleźć na stronie ssl.fo. My próbę dostania się na Kalsoy podejmujemy dwukrotnie.
Za pierwszym razem czekamy w kolejce na transport, ale prom nie przypływa. Dopiero po dłuższym czasie, przyjeżdża jakiś lokalny dziennikarz i informuje nas, że prom nie przypłynie. Podobno został wypożyczony gdzieś indziej 😉 Na stronie ssl.fo widnieje nawet informacja na ten temat, tylko że w języku farerskim. Co do kolejnego nie ma pewności czy się pojawi. Nawet gdyby przypłynął, mielibyśmy zbyt mało czasu na zwiedzenie wyspy.
Ponowną próbę dostania się na Kalsoy podejmujemy w jeden z kolejnych dni. Tym razem prom pojawia się punktualnie i udaje nam się wyruszyć z portu o godzinie 10:00. Kurs w dwie strony kosztuje 200 koron (można płacić kartą). Po 20 minutach na łodzi docieramy do portu w Syðradalur.
Wsiadamy do samochodu i ruszamy na podbój wyspy. Trasa nie jest zbyt skomplikowana bo przez całą wyspę prowadzi jedna główna droga.
Zaczynamy od postoju się w miejscu, z którego jest dobry widok na sąsiednią wyspę Kunoy. Miejsce to nie jest oznaczone jako oficjalny punkt widokowy, ale warto się tu na chwilę zatrzymać. Znajduje się ono między drugim a trzecim tunelem. W czasie kiedy my stoimy wymijają nas wszyscy inni turyści śpieszący się do głównych atrakcji wyspy. W ten sposób możemy podziwiać krajobraz zupełnie sami 🙂
Mikladalur – legenda o Selkie
Kolejnym miejscem gdzie się zatrzymujemy jest miasteczko Mikladalur. Związana z nim jest ciekawa legenda opowiadająca o Selkie – pół foce, pół kobiecie. W wiosce możemy zobaczyć jej posąg i przeczytać jej historię.
Mówi się, że foki były kiedyś ludźmi, którzy odebrali sobie życie tonąc w morzu. Tylko raz w roku mogli wyjść na brzeg, i zrzucić focze skóry. Zamieniali się wtedy w ludzi i spędzali noc na tańcu i zabawie. Pewnego razu młody rybak mieszkający w Mikladalur poszedł w nocy na plażę popatrzeć jak tańczą. Zobaczył tam bardzo piękną dziewczynę i od razu się zakochał. Żeby zatrzymać ją na lądzie ukrył jej foczą skórę. Gdy nadszedł dzień, Selkie nie mogła ona znaleźć swojej skóry. Wyczuła za to jej, podeszła do młodzieńca i prosiła go, żeby ją oddał. On jednak nie uczynił tego, lecz zmusił ją, żeby za niego wyszła. Żyli ze sobą przez klika lat i mieli kilkoro dzieci. Przez cały ten czas focza skóra była ukryta w zamkniętej na klucz skrzyni.
Pewnego razu, gdy mężczyzna wypłynął na połów ryb, zorientował się, że nie zabrał ze sobą klucza. Co sił wiosłował do brzegu, ale było już za późno. Jego żona odnalazła swoją skórę i wróciła do morza porzucając swoją rodzinę. Tam spotkała swojego partnera, który czekał na nią przez wiele lat i odpłynęli razem w głąb morza. Ale gdy później dzieci mężczyzny schodziły na brzeg, w pobliżu pojawiała się foka, która je obserwowała. Wielu myślało, że to może być ich matka.
Tak minęły kolejne lata. Pewnego dnia mieszkańcy Mikladalur postanowili wybrać się do pieczar i zapolować na mieszkające tam foki. Noc przed wypłynięciem mężczyźnie przyśniła się jego żona. Prosiła go żeby nie zabijał samca znajdującego się przed jaskinią i dwóch młodych wewnątrz, ponieważ to jej mąż i dwóch synów.
Rybak nie zwrócił uwagi na ten sen i popłynął ze wszystkimi. W czasie polowania mężczyźni zabijali wszystkie foki, na które się natknęli. Po powrocie do miasta łupy podzielono, a rybak dostał w przydziale samca i płetwy młodych.
Wieczorem gdy mięso zostało już wrzucone do garnka w domu mężczyzny pojawiła się Selkie pod postacią strasznego trolla. Wyczuła jedzenie i zapłakała, bo poznała że to jej mąż oraz dzieci. Powiedziała, że teraz nadszedł czas zemsty na ludziach z Mikladalur. Jedni zginą spadając z klifów, inni zginą w morzu. Będzie się tak działo dopóki nie będzie tylu martwych, aż nie będą w stanie trzymając się za ręce otoczyć wyspy Kalsoy.
Po tych słowach zniknęła i nikt już jej nigdy nie widział. Ale po dziś dzień od czasu do czasu mieszkańcy Mikladaluru giną spadając z klifów lub tonąc w morzu.
Posąg Selkie jest bardzo ładnie ulokowany. Żeby do niego dotrzeć trzeba zejść po schodach wgłąb miasteczka. Wybierając się tu po deszczu należy uważać zarówno na schodach, jak i przy posągu, żeby się nie poślizgnąć.
Latarnia Kallur
Po krótkiej wizycie przy Selkie ruszamy do Trøllanes. Jest to miejscowość położona na północnym krańcu wyspy Kalsoy. Parkujemy samochód na małym, bezpłatnym parkingu i ruszamy na szlak prowadzący do latarni Kallur. Trasa zaczyna się na końcu drogi. Najpierw idziemy szutrową ścieżką, która prowadzi do czerwonej furtki. Po przejściu przez bramkę idziemy wydeptaną ścieżką. Po jakiś czasie dostrzegamy cel naszej podróży – latarnię Kallur.
Trasa zajmuje nam ok 45 minut. Jest dosyć morko i ślisko. Latarnia położona jest w niesamowitym miejscu. Jest tu klika punktów widokowych, z których można podziwiać zarówno budynek latarni, jak i klify sąsiedniej wyspy Eysturoy. W niektórych miejscach trzeba uważać, bo ścieżka jest bardzo wąska i zdarzają się silne podmuchy wiatru.
Po pewnym czasie orientujemy się, że do promu powrotnego nie zostało nam już zbyt wiele czasu. Ruszamy biegiem w dół zbocza. Do samochodu docieramy po 20 minutach. Wracamy do portu, a po drodze zatrzymujemy się tylko raz oglądając barany ze śmiesznymi rogami. W porcie parkujemy samochód na wydzielonym pasie dla osób czekających na prom. Statek pojawia się punktualnie, więc sprawnie udaje nam się wrócić do Klaksvík.
Wizyta w lesie na wyspie Kunoy
Do zachodu słońca jest jeszcze sporo czasu, więc jedziemy na wyspę Kunoy do Viðarlundin í Kunoy czyli lasu na wyspach owczych! Jest to jedno z niewielu miejsc gdzie na archipelagu rosną drzewa. W rzeczywistości jest to mały zagajnik, stworzony przez człowieka i ogrodzony siatką, żeby chronić roślinność przed owcami. Część drzew jest powalona, ale całość i tak wygląda ciekawie. Na pewno jest to idealne miejsce na spacer w deszczu 😉